Wczoraj, zupełnie spontanicznie, znalazłam się za namową Moniki w Konstancinie. To takie nasze lokalne uzdrowisko, bardzo klimatyczne. Eleganckie wille sąsiadują tam z małymi, zaniedbanymi domkami. Jest dość leśnie i zielono. Sama nie potrafię się tam odnaleźć bez mapy. Na szczęście Monika zna tam każdą uliczkę.
Spotkałyśmy się koło głównej atrakcji, czyli tężni. Słońce powoli chowało się za drzewa, ale na brzozowych witkach jeszcze odbijało się w kropelkach wody. Wokół unosiły się opary rozpylonej solanki. Po upalnym dniu było to bardzo przyjemne.
Monika zabrała mnie na fajne ścieżki wokół starych glinianek. Trochę wysypanych cegłówek i innego badziewia i już człowiek czuje się prawie jak w górach ;) Jest nawet kilka single-tracków. Muszę poeksplorować ten teren trochę intensywniej. Może nie jest aż taki ciekawy jak Zakrzówek w Krakowie, ale za to bliżej.
(Zastanawiałam się chwilę, jaką etykietę nadać postowi, bo niektórzy śmieją się z nazywania każdej pojeżdżawki treningiem, ale niech już będzie „trening”. Chociażby orientacji ;) )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i komentarz. :)