Mój pierwszy górski rower miał (miała?) na imię Long Way. Dynamicznie pochylone żółte litery na czerwonej ramie. Nie ja go tak nazwałam, lecz kreatywni Chińczycy z dalekiej fabryki. Kupiłam go w supermarkecie za pierwsze stypendium. Oczywiście na długie dystanse rower nadawał się średnio - ciągle coś się psuło, był ciężki, toporny i rdzewiał. Mimo to, towarzyszył mi w różnych przygodach i zrobiłam na nim naprawdę sporo kilometrów, dopóki nie przeszedł na zasłużoną emeryturę, którą spędza w garażu na działce.
To rowerowe imię nadało sens moim dalszym kolarskim poczynaniom. Mniej interesowały mnie trudne trasy, za to bardzo ciekawiło, jak daleko można dojechać?
Niedługo ruszam w drogę. Nie lubię chwalić się przed, więc na razie nie zdradzę mojego najnowszego pomysłu. Zresztą odkąd znam gości, którzy objeżdżają Polskę dookoła, to żaden z moich planów nie wydaje mi się naprawdę ekstremalny ;) Przygotowuję się mentalnie i logistycznie. Co do formy - do długich dystansów nie da się przygotować w parę dni. To co mam wyjeżdżone, musi wystarczyć. Nastawiam się na szybki, faspackerski przejazd non-stop. Nie mogę się już doczekać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i komentarz. :)