czwartek, 30 września 2010

Timy - bloki po 10000 km

Poniżej fotka prezentująca starty blok Tima - obok dla porównania nowy. Zdjęcie zrobiłam przy okazji montażu bloków w nowych butach i w odpowiedzi na pytanie kolegi, który był ciekawy jak te słynne Timy się ścierają. Przebieg około 10000 km. Lewy but, czyli ten, który częściej wpinam i wypinam. Pomimo znacznego, jak widać wytarcia, nie ma żadnego problemu z trzymaniem. Tutaj recenzja pedałów Time, którą napisałam jakiś czas temu.

wtorek, 21 września 2010

Mistrzyni i ja

Wpadł w moje ręce sierpniowy numer Zwierciadła, prawdziwie wypasiony - na okładce nie kto inny tylko Maja Włoszczowska! A w środku wywiad z Mają, przyjemnie poczytać. I oko miło zawiesić na fotkach, bo to ładna dziewczyna i z klasą. Tylko dziwny pierścionek ma na palcu, który pewnie do sesji jej dali.

Co mnie łączy z Mają? ;)
(w końcu trzeba mieć sportowych idoli)

Obie mieszkamy na poddaszu i pijamy kawę zbożową.
A, zapomniałabym. Obie lubimy pojeździć na rowerze. Dobre i to na początek...

wtorek, 14 września 2010

Jesień w Podlesicach

Jesień na Jurze to zawsze najpiękniejszy czas. Co prawda lasy jeszcze nie są złote, takie jakie pamiętam z pierwszego tu pobytu dawno temu, ale już czuje się jesień. Wszyscy zbierają grzyby. Jadąc na rowerze można im tylko pozazdrościć, no ale nie można mieć wszystkiego. Trzy dni spędziłyśmy z Moniką zawzięcie pedałując po Jurajskich szlakach. Najciekawsze okazały się szlaki piesze, bo te rowerowe są często poprowadzone po drogach - szutrówkach i asfaltach. Natomiast na pieszych można nieźle poszaleć na single trackach, poćwiczyć trochę technikę itd.


Wyjazd miał w sobie nieco z wycieczki, a nieco z treningu. W końcu na co dzień nie mamy możliwości robić stumetrowych podjazdów, więc dobre i to. Niezły trening przed górami. Zjazdy są wymagające i nareszcie doceniłam dobry amor i tarczówki, do których nie byłam do tej pory przekonana. W niedzielę dołączył do nas Piotrek - mąż Moniki. Co prawda im więcej rowerzystów, tym wolniej jadą, ale przynajmniej było wesoło :) Dlatego trudno mi zdecydować, czy był to bardziej trening czy wycieczka.




Zdecydowaną atrakcją okazała się kultowa potrawa (wegetariańska!) - makaron z brokułami i czosnkiem. Monika wolała co prawda szaszłyk, który szef podlesickiej kuchni przygotowywał specjalnie dla niej godzinę (!).








Do tego przyjemna kwatera z taką piękną makatką jak na zdjęciu, przejażdżka Jaguarem S-Type z 1965 roku (którego niestety nie sfotografowałam), mielonka kupiona w Łutowcu i wycieczka na Górę Zborów i Kołoczek dopełniły miary naszego jesiennego szczęścia, zarówno rowerowego, jak i rekreacyjnego.

poniedziałek, 6 września 2010

Wiewiórki i wielka woda

Ostatnio byłam na dwóch dłuższych wycieczkach w towarzystwie Moniki.

W piątek pojechałyśmy do Czerska. W jedną stronę prowadziła Monika, w drugą ja. Błądziłyśmy okrutnie (nie zabrałyśmy mapy). Na przykład jedziemy przez las, nagle ścieżka się kończy, przed nami ogromne zaorane pole. Potem w lesie trzy rzeczki do przejścia. Dosyć rajdowy klimat. Wszędzie mnóstwo wody. Spotkany na wale wiślanym miejscowy góral mówi, że do niedzieli woda sięgnie do wału. A w sadach jabłka - najlepsze i najsłodsze w tych zdziczałych, gdzie nikt nie zbiera. Powrót do domu oczywiście w mokrych skarpetkach.

Wczorajsza kolekcja widoków jeszcze ciekawsza:
- jedna rozjechana wiewiórka, a jedna jeszcze dobra, siedząca pod zaparkowanym tirem i pijąca wodę z kałuży
- koleś na rolkach, z bumerangiem w ręku
- święto chleba w Żabiej Woli, orkiestra strażacka oraz obwarzanki
- nadal jabłka, ale też wiśnie (!) i maślaki
- pomnik mokrego jabłka w Tarczynie

Tylko czemu te cholerne tarczówki tak zgrzytają na błocie?