środa, 27 października 2010

Mapnikowcy kontra reszta lasu

W ostatni weekend, słoneczny i zachęcający do spędzenia go niekoniecznie w kapciach, pojechałam na zakończenie sezonu MTBO pod Warszawą. Konkurencją, na którą wszyscy czekali, był scorelauf-bonus. Mówiąc w skrócie - ściganie, w którym na punktach zgarnia się całkiem realną kasę. Start masowy, ostry początek na wysokim tętnie, taktyka (które punkty zgarnąć jako pierwsze? - liczba bonusów jest ograniczona) - jednym słowem emocje sięgające zenitu...

Mimo to, tłumu w lesie nie było. To znaczy był, ale wcale nie wariatów z mapnikami. Leśne dukty przemierzali natomiast liczni jeźdźcy na koniach oraz nieco zapóźnieni grzybiarze. Współczynnik "rowerzysta na kilometr kwadratowy" nieco zawyżały rozgrywane na wydmach w tym samym czasie zawody XC. A mapnikowcy pojawiali się rzadko, jak rodzynki w kupnym serniku... Bonusów można było zgarnąć całkiem sporo.

Szwecja, lata 60., 20-tysięczne miasteczko:

"Wieczorem i nocą sprowadzono posiłki. Morell skontaktował się między innymi z przewodniczącym miejscowego Klubu Biegu na Orientację i zaapelował o telefoniczne wezwanie członków do pomocy w przeczesywaniu terenu. O północy otrzymał wiadomość, że pięćdziesięciu trzech czynnych sportowców, głównie z sekcji juniorów, stawi się w osadzie nazajutrz o siódmej rano".
Stieg Larsson "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet"

Dla przypomnienia tylko - Warszawa z przyległościami ma ponad 2 mln mieszkańców :)

sobota, 23 października 2010

Easy, medium, hard...

Wpadło mi w ręce kilka kilogramów rowerowej prasy, którą kupuje Monika. Większość to polskie tytuły, ale pośród tego jeden rodzynek - brytyjski "Mountain Bike Rider", w skrócie "MBR". Zawartość ciekawa, także graficznie, a waga zdecydowanie nie piórkowa - 156 stron, więc nawet po odliczeniu reklam zostaje baaardzo dużo lektury. Zdjęcia świetne, choć tutaj i nasze magazyny równają do dobrego poziomu.

To, co mnie urzekło, to rowerowe mini-przewodniki i prosty, ale jakże użyteczny patent. Mapki z perforowanym brzegiem - gotowe, żeby wyrwać i zabrać w teren.


Nie jest to jakaś pseudo-grafika ani żaden szkic, tylko normalna mapa formatu A5, z którą można trasę, jak mniemam, przejechać. Trasy nie są może porażająco długie (od 18 do 35 km), jednak rzut oka na mapy upewnia, że to kawał solidnego MTB. Trasy są cztery: easy, medium, hard oraz "three of the best", rozrzucone po całej Wielkiej Brytanii. Wadą jest brak podanej skali - mapki przeskalowane w taki sposób, by pasowały do formatu. Ponieważ jednak podkładem jest mapa geodezyjna z siatką kilometrową, to pewnie dla większości lokalnych użytkowników skala nie jest zagadką. Ale jako kartograf muszę się do czegoś przyczepić :)


Na odwrocie mapki skrócone informacje - opis, przewyższenie, baza noclegowa (fajna opcja dla reklamodawców).

Nie wiem, czy to standardowa rubryka w tym piśmie, bo mam tylko jeden numer. Ogólnie - pomysł wart skopiowania na naszym podwórku, nawet gdyby miał być to dodatek "od święta" ;)

piątek, 22 października 2010

Dużo małych dołków

Postanowiłam w końcu nauczyć się jeździć na rowerze. Znalazłam sobie takie oto miejsce wykonane przez kosmitów. Nie to konkretnie, ale jakieś 200 m obok, w lesie pod osłoną drzew. A to dlatego, żeby nie mogli mnie namierzyć.
Przypomniała mi się lotnicza mapka ICAO tundrowych terenów. Leniwy kartograf, któremu nie chciało się za dużo rysować, napisał po prostu "many small lakes". Gdyby ktoś chciał zrobić mapkę do BnO tego lasu, po którym jeździłam, mógłby napisać "dużo małych dołków", bo i tak nikt by się w tym nie połapał.
Wiało dziś tak, że prawie urwało mi głowę. Dobrze, że była mocno przywiązana do kasku. A szczęściarzom ścigającym się właśnie na MPAR (zwłaszcza na etapach rowerowych) życzę powodzenia i prędkości większej niż 15 km/h na asfalcie ;)

wtorek, 19 października 2010

Co miałam na Harpaganie i jak się sprawdziło

Dziś krótkie podsumowanie sprzętowe Harpagana. Rozpiskę zrobiłam po pierwsze po to, żeby zobaczyć, ile tych rzeczy naprawdę jest i co mogłoby być zbędne za rok. Niestety pamięć nie tak dobra jak kiedyś i jak czegoś nie zapiszę, to mi z głowy ulatuje. Być może taka rozpiska komuś pomoże w spakowaniu się na podobną imprezę. Maniaków sprzętowych zapraszam do dyskusji ;) Po zrobieniu tej listy widzę, że uzbierało się tego zaskakująco dużo!

Warunki:

Temperatura według prognozy +7°, ile było naprawdę, tego nie wiem. Dość sucho, słaby wiatr, trochę słońca. Start 6.30 (po ciemku), limit 12 h.

Rower i wyposażenie nawigacyjne:
1. Mała torebka podsiodłowa, a w niej: dętka, mała pompka presta, zestaw łatek, tool uniwersalny.
2. Trójkąt, a w nim: lampka mocna przednia Sigma, cienki przemakający ortalionik z perteksu jako zapas.
3. Licznik, mapnik, zestaw małych lampeczek przód/tył (tylko widoczność na drodze).
4. Reszta wyposażenia nawigacyjnego: kompas na ręku, linijka (centymetr) na szyi.

Czego mi zabrakło? Przede wszystkim czegokolwiek do pisania. Na Harpaganie wycena punktów podana jest w małych, niepraktycznych tabelkach. Można też wykuć na pamięć, ale z moją "pamięcią wiewiórki" to bardzo ryzykowny pomysł. Warto już na starcie wpisać wycenę obok punktów. Ja to zrobiłam korzystając z uprzejmości obsługi jednego z punktów, która pożyczyła mi długopis. Trójkąt okazał się mało trafiony - przy mojej malutkiej ramie kolidował z bidonem. Jednak z plecakiem nie chciałabym jechać, muszę pomyśleć o jakimś innym patencie. Może większa torebka podsiodłowa rozwiąże sprawę. Czy Święty Mikołaj to czyta? ;)

Ubranie:
5. Długie spodnie rowerowe, lekko ocieplane, Alpinus.
6. Rhovyl, bielizna wełniana (zamiast polara, zdjęłam po pierwszym pk), bluza Vitesse z tych nieco cieplejszych - ta ostatnia to moja ulubiona bluza ze względu na suwak przez całą długość i środkową kieszonkę zapinaną na suwak. Można w niej bezpiecznie przewieźć kasę i chipa, nie martwiąc się, że wypadną na jakimś wyboju.
7. Rękawiczki lekko ocieplane - niestety to był mało trafiony pomysł, musiałam większość trasy przejechać bez rękawiczek, bo było w nich za ciepło, lepszym rozwiązaniem byłby komplet cienka rękawiczka biegowa + krótka rękawiczka rowerowa.
8. Skarpetki wiatro- i wodoodporne Sealskinz (świetnie zastępują dodatkowy ochraniacz, można w nich jechać do około zera stopni).
9. Buty letnie Shimano M-122.
10. Na głowie buff, kask, okulary jasne.
11. W kieszonce kasa i dowód w wodoodpornym woreczku, 2 chusteczki, chip startowy.

Poza rękawiczkami reszta zestawu była jak najbardziej trafiona. Mogłam nie brać wełnianej bielizny, zamiast tego na starcie użyć ortalionu i to by wystarczyło. Natomiast jeśli chodzi o jazdę w letnich butach i wspomnianych skarpetkach, to był to strzał w dziesiątkę.

Jedzenie i picie:
12. 5 batoników z chałwy Wedla, z czego zjadłam tylko 4.
13. 2 znalezione po drodze batoniki (truskawkowy power-cośtam i snickers).
14. Bidon 1 litr - Muszynianka.
15. Marcin wiózł dodatkowo 0,5 l coli, którą wypiliśmy wspólnie pod koniec.
16. Garść chipsów od obsługi na jednym z punktów.

Jedzenie było w porządku, ilość wystarczająca, może nieco zbyt monotonne. Koniecznie muszę brać coś słonego! W zasadzie nie jest problemem coś zabrać, tylko zmusić się w trakcie wysiłku do regularnego jedzenia. Muszynianka przy tej temperaturze jest dla mnie wystarczającym i bardzo dobrym izotonikiem.

poniedziałek, 18 października 2010

Po Harpaganie

Wstyd przyznać, jak wielkie porobiły mi się zaległości w relacjach. O Odysei w końcu nie napisałam nic, choć ciągle mam ten fantastyczny start w pamięci. Za to opisałam nasz wspólny występ z Sahibem na Harpaganie na naszej teamowej stronie, o tutaj.

Ten Harpagan na pewno przejdzie do historii, ale nie za sprawą trasy rowerowej. Tym razem wyczyn Maćka Więcka na trasie pieszej przyćmił rowerowe dokonania. Czas 10.29h jest nowym rekordem orienterskich setek. Obok moja lanserska fotka z Mistrzem.

Trasa rowerowa była łatwa, pogoda i warunki dobre. Mimo to mamy tylko dwóch rowerowych harpaganów, natomiast pieszych bez liku (statystyki organizatorów mówią o ponad 200 osobach, ale na oficjalne wyniki ciągle czekamy). Całą trasę rowerową przejechali w limicie tylko Daniel Śmieja i Tomasz Widuchowski. Obaj już wcześniej mieli na koncie tytuły rowerowego harpagana, tak bardzo pożądane i trudne do zdobycia. Trzy kolejne osoby przejechały co prawda całość, ale nie mieszcząc się w limicie, za co dostały kary czasowe. Jak zawsze trasa wzbudza przeróżne spekulacje i kontrowersje - czy powinna być tak łatwa czy trudniejsza, czy była dobrze oszacowana pod względem odległości, jaki był optymalny, zaplanowany przez budowniczego trasy wariant itp.

Nasz występ w sumie wyszedł nadspodziewanie dobrze, a współpraca była tak dobra jak na Odysei, z czego bardzo się cieszę. A formę trzeba jeszcze troszkę podszlifować ;) jak zawsze. Zajęliśmy 45 i 46 miejsce (choć powinno się liczyć ex aequo jako 45, różnica wynika z elektronicznego pomiaru czasu przy pomocy chipów).

poniedziałek, 11 października 2010

Altana i latający dywan

Szydłowiec po sezonie. Pusty parking z naczepą pełną jabłek, słońce nad zalewem. Bardzo przyjemna, prawdziwie jesienna jazda. Błoto ukryte pod warstwą liści, wszechobecne grzyby, których nikt z tubylców nie zbiera. Zagadka szybko się wyjaśnia. Pod sklepem we wsi Majdów październikowa rójka pijaków. Sprawiają wrażenie, że mogą mieć problemy nawet z powrotem do domu, o grzybobraniu w lesie nie ma więc mowy. Obsiadają nas jak muchy, uciekamy czym prędzej.
Przed nami 408,4 m n.p.m. i kilka poziomic. Słynne wzgórze Altana, które wyróżnia tylko to, że jest najwyższym szczytem województwa mazowieckiego. Wjeżdżam na środkowej przerzutce. Nie ma widoków, wokół las. Trzeba by wspiąć się na wieżę obserwacyjną, która na tej górce stoi. Pod wieżą lokalny rower marki rower. Z góry dobiegają dziwne hałasy. Nagle wychyla się kudłata głowa. "Uwaga, rzucam!". Z wieży spada, ni mniej ni więcej, tylko latający dywan. Na szczęście właściciel bujnej czupryny nie próbuje go dosiadać.*
Cudowny zjazd do Huciska, kamienie, korzenie i duża prędkość. A później pierwsza, dość zimna woda w butach (niestety nie ostatnia tego dnia), droga zryta przez dziki i lądujemy na tyłach podwórka w Borkach...
Przed nami Piekło czyli rezerwat Niekłań - wbrew nazwie jedno z najfantastyczniejszych miejsc w okolicy, a być może w całym mazowieckim. W środku lasu wyrastają piaskowcowe skalne buły. Różne załomy, przejścia, okapy - idealne do zabawy w chowanego.
Wieś Aleksandrów - ciekawe drewniane domy na planie kwadratu, zbudowane według identycznego projektu. Dalej zaczyna się największa porażka nawigacyjna - próba zdobycia Skłobskiej Góry. Po drodze Czarny Las, jazda środkiem wartkiego strumienia i Las... Przepaść.
W Lesie Przepaść - przepadamy. Głębokie zielone kałuże chcą wessać nasze rowery. Splątane krzaki nie dają przejść. Po co jechać do Amazonii, skoro godzinę jazdy samochodem od domu jest jak w równikowym lesie, tylko lianów brakuje i papug, ale wcale tego nie żałujemy. Dzień ma się ku końcowi, robi się zimno i nie mamy co jeść. Bajka o Jasiu i Małgosi musiała powstać gdzieś tutaj...
Godzinę później dochodzimy do jakiejś drogi. Ślady opon - świta nadzieja. Zjeżdżamy do wsi Skłoby. Uratowane! Pozostaje już tylko cisnąć do Szydłowca przez Chlewiska. Wjeżdżamy prościutko na parking - już z daleka widać całą furę jabłek na porzuconej naczepie.

Tak to zakończyłyśmy pełną przygód przejażdżkę. Pomysłodawcą i nawigatorem była Monika, Waszym kronikarzem jak zwykle ja. Zdjęć nie mam, ale będą. Zapomniałabym - przebojem wycieczki były krakersy o smaku dymu wędzarniczego. Lepsze niż batony energetyczne ;)

* Nie byłabym kartografem, gdybym nie przeprowadziła krótkiego wywiadu o tematyce toponimicznej. Nazwa "Altana" pochodzi od dawnych drewnianych wież obserwacyjnych, z których dziś zostały tylko fundamenty. Obecna wieża jest stalowa.

poniedziałek, 4 października 2010

Po Odysei


Tak, tak, to nasz dzielny dwuosobowy team na starcie Jesiennej Odysei w Gródku nad Dunajcem. Przewyższenia, pionowe sztywne podjazdy, mgła, błoto, trochę słońca, grzyby, lecące żurawie, rozsypane po grzbietach wioski, widok na Jez. Rożnowskie o zachodzie słońca - czego tam nie było! Próbowały nas zjeść krowy, a asfaltowe drogi nagle się urywały. Oczywiście porcja fajnego ścigania, o którym wkrótce napiszę parę słów więcej. Zajęliśmy 4. miejsce w MIX-ach, z którego bardzo się cieszę!

Fot. Compass