poniedziałek, 11 października 2010

Altana i latający dywan

Szydłowiec po sezonie. Pusty parking z naczepą pełną jabłek, słońce nad zalewem. Bardzo przyjemna, prawdziwie jesienna jazda. Błoto ukryte pod warstwą liści, wszechobecne grzyby, których nikt z tubylców nie zbiera. Zagadka szybko się wyjaśnia. Pod sklepem we wsi Majdów październikowa rójka pijaków. Sprawiają wrażenie, że mogą mieć problemy nawet z powrotem do domu, o grzybobraniu w lesie nie ma więc mowy. Obsiadają nas jak muchy, uciekamy czym prędzej.
Przed nami 408,4 m n.p.m. i kilka poziomic. Słynne wzgórze Altana, które wyróżnia tylko to, że jest najwyższym szczytem województwa mazowieckiego. Wjeżdżam na środkowej przerzutce. Nie ma widoków, wokół las. Trzeba by wspiąć się na wieżę obserwacyjną, która na tej górce stoi. Pod wieżą lokalny rower marki rower. Z góry dobiegają dziwne hałasy. Nagle wychyla się kudłata głowa. "Uwaga, rzucam!". Z wieży spada, ni mniej ni więcej, tylko latający dywan. Na szczęście właściciel bujnej czupryny nie próbuje go dosiadać.*
Cudowny zjazd do Huciska, kamienie, korzenie i duża prędkość. A później pierwsza, dość zimna woda w butach (niestety nie ostatnia tego dnia), droga zryta przez dziki i lądujemy na tyłach podwórka w Borkach...
Przed nami Piekło czyli rezerwat Niekłań - wbrew nazwie jedno z najfantastyczniejszych miejsc w okolicy, a być może w całym mazowieckim. W środku lasu wyrastają piaskowcowe skalne buły. Różne załomy, przejścia, okapy - idealne do zabawy w chowanego.
Wieś Aleksandrów - ciekawe drewniane domy na planie kwadratu, zbudowane według identycznego projektu. Dalej zaczyna się największa porażka nawigacyjna - próba zdobycia Skłobskiej Góry. Po drodze Czarny Las, jazda środkiem wartkiego strumienia i Las... Przepaść.
W Lesie Przepaść - przepadamy. Głębokie zielone kałuże chcą wessać nasze rowery. Splątane krzaki nie dają przejść. Po co jechać do Amazonii, skoro godzinę jazdy samochodem od domu jest jak w równikowym lesie, tylko lianów brakuje i papug, ale wcale tego nie żałujemy. Dzień ma się ku końcowi, robi się zimno i nie mamy co jeść. Bajka o Jasiu i Małgosi musiała powstać gdzieś tutaj...
Godzinę później dochodzimy do jakiejś drogi. Ślady opon - świta nadzieja. Zjeżdżamy do wsi Skłoby. Uratowane! Pozostaje już tylko cisnąć do Szydłowca przez Chlewiska. Wjeżdżamy prościutko na parking - już z daleka widać całą furę jabłek na porzuconej naczepie.

Tak to zakończyłyśmy pełną przygód przejażdżkę. Pomysłodawcą i nawigatorem była Monika, Waszym kronikarzem jak zwykle ja. Zdjęć nie mam, ale będą. Zapomniałabym - przebojem wycieczki były krakersy o smaku dymu wędzarniczego. Lepsze niż batony energetyczne ;)

* Nie byłabym kartografem, gdybym nie przeprowadziła krótkiego wywiadu o tematyce toponimicznej. Nazwa "Altana" pochodzi od dawnych drewnianych wież obserwacyjnych, z których dziś zostały tylko fundamenty. Obecna wieża jest stalowa.

4 komentarze:

  1. Za dwa dni będziesz mogła dodać kolejną wieżę obserwacyjną do swojej rowerowej kolekcji. Obstawiam,że organizatorzy Harpa postawią na niej pk.
    Już wiesz o której myślę?

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem, wiem ;) już myślę o "koronie województw".

    OdpowiedzUsuń
  3. A więc jednak jakaś wieża pojawiła się na naszej kaszubskiej trasie. Tylko chyba nie ta, o której myśleliśmy.

    OdpowiedzUsuń
  4. podobno była jakaś wieża na Harpaganie, ale tak jak pisałam w relacji - trudno mi było ją zarejestrować pod koniec jazdy ;)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. :)