Po spożyciu śniadania mistrzów...
... i wyjęciu z szafy dawno nie używanych zimowych ciuszków...
... wyciągnięciu "zimówki", przesmarowaniu jej i zaopatrzeniu w błotnik tylny, przyszła dziś pora na pierwszą w tym sezonie jazdę po śniegu!
Zabawa w lesie wyśmienita. Śnieg miejscami ubity na gładko, śliski, gdzie indziej dziewiczy i miękki, pryskający spod przedniego koła. Roślinność przykryta białymi poduszeczkami, słońce przebijające się przez chmury i złocące czarne kałuże. Dla takich widoków warto się trochę utaplać :) Zdjęcia niebawem.
P.S. Jak Wam się podoba blog w zimowej szacie?
Dziś rano smutno patrzę w okno. Śnieg, mokro. Znowu pewnie niedziele w domu (w planach: pranie, prasowanie,sprzątanie, gotowanie lub inne podobnie emocjonujące zajęcia), a tu sms "Idziesz na rower?". Mimo drobnych wątpliwości, już po 2 godzinach przygotowań (no bo zimowe ciuszki się zapodziały, kaloszki-ochraniacze gdzieś się ukryły itp.) jedziemy do Żabieńca. Dzięki Ula za pomysł. Było super.
OdpowiedzUsuńMonika
Witam wśród komentujących :)
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję za towarzystwo! Perspektywa dnia była równie nudna. Najbardziej fascynujące były ślady innych rowerzystów na śniegu. Czyje to opony? Czyżby braci P.? ;)
Pozdrawiam i czekam na fotki.