czwartek, 5 stycznia 2012

PPM 2011 - wyniki

W Sylwestra Bartek Bober (Sędzia Główny PPM, jednocześnie budowniczy trasy Harpagana) zaskoczył wszystkich rowerzystów, którzy stracili już nadzieję, że wyniki Pucharu Polski w Maratonach Rowerowych na Orientację kiedykolwiek się pojawią. A jednak! Dzięki temu niektórzy (w tym, nieskromnie mówiąc - ja sama) mogli dodatkowo świętować podczas sylwestrowej zabawy. ;)

Pokrótce (nie dajcie się zwieść temu „pokrótce” - i tak będzie długo!) omówię wyniki.

W kategorii męskiej wygrał Paweł Brudło, który miał na swoim koncie 5 zwycięstw oraz 2 drugie miejsca (do wyniku Pucharu liczone jest 7 najlepszych startów zawodnika). Pawła możecie zobaczyć w jednej z moich starszych notek, gdy prezentuje swój patent na zimową jazdę (a patentów Paweł ma mnóstwo - na każdych zawodach podpatruję, co przyczepia do swojego roweru albo jak jedzie ubrany). I choć nie od dziś wiadomo, że to nie sprzęt wygrywa, tylko głowa i nogi, to jednak ciekawe rozwiązania na pewno pomagają!
Za nim uplasował się Grzesiek Liszka z 4 zwycięstwami. Jesienią Grzesiek miał wypadek podczas treningu z psami (uprawia bikejoring) - przyjechał na Odyseję, ale tylko jako kibic. Na szczęście już na Funex Orient wrócił do gry - w dodatku wygrywając!
Trzeci był Piotrek Buciak z 3 zwycięstwami - w tym wypada wymienić sukces na niesamowicie mocno obstawionej Odysei Ponidziańskiej (Piotrek startował w teamie ze Zbigniewem Mossoczym).
Ta trójka, jeśli dobrze pamiętam, w nieco innej kolejności pojawiła się na pudle również rok temu. Gratulacje, Chłopaki! Warto tu wspomnieć, że rywalizacja wśród panów jest nieco bardziej intensywna niż w naszej kategorii, zawody mocniej obstawione, więc i o wynik trudniej (pierwsza dwudziestka ma tabelkę bardzo gęsto wypełnioną startami).

W kategorii kobiet wygrała Ula Wojciechowska czyli ja ;) Bardzo się cieszę, tym bardziej, że latem musiałam odpuścić kilka fajnych startów ze względu na pracę i wyjazdy, dopiero jesienią mogłam uciułać trochę punktów.
Druga była Asia Stanek, moja zacna i mocna rywalka, z 4 wygranymi w zawodach. Asia startuje od kilku sezonów, niestraszne jej zimowe zawody, trudne warunki, noce na siodełku i poukrywane punkty, zwłaszcza u Wigora. ;)
Trzecie miejsce przypadło Monice Mróz - mojej rowerowej towarzyszce, z którą spędziłam w 2011 roku najwięcej godzin na rowerze. Niektóre z tych godzin zaliczyłyśmy na zawodach, ale większość podczas treningów i wycieczek po naszej okolicy. Bardzo się cieszę, że Monice spodobała się jazda na orientację, jazda w nocy, męczenie się na różnych Harpaganach i w błocie. Kiedy po zawodach wyciągamy mapy na stół, zaczynamy w podnieceniu analizować różne warianty, albo przeglądamy zdjęcia satelitarne „dlaczego-tam-nie-było-tej-drogi”, to Piotrek i Sahib, nasi dobrzy mężowie, tylko patrzą znacząco i pukają się w czoło. Na szczęście od czasu do czasu zapominają o swoich deklaracjach, składanych po każdej wycieczce, że to już ostatni raz z nami, i znowu dają się wciągnąć w jakieś bagienko, pokrzywy, albo chociaż przejazd po korzeniach.

Wspomnę jeszcze o dziewczynach, które choć poza pudłem, to mają na koncie zwycięstwa w pojedynczych imprezach. I tak, Agnieszka Kłopocińska wygrała Azymut Orient. Z Agnieszką jeździłyśmy rok wcześniej na WSS, fajnie nam się razem nawigowało. Kamila Truszkowska wygrała Grassora. Tu znów wracają wspomnienia - poprzedniego Grassora przejechałyśmy wspólnie i byłam pod wielkim wrażeniem wytrzymałości Kamili (i nawigacji również)! Magdalena Gruziel wygrała Izerską Wielką Wyrypę. O Magdzie bardzo dużo opowiadał mi Irek, który startował z nią w Zimowym Rajdzie 360 (rajd ukończyli, a samo ukończenie było już sukcesem), i z tego co wiem, mają zamiar powtórzyć w tym roku. Magda jest bardzo mocna i pewnie nie raz jeszcze zobaczymy ją na rowerowych trasach. Natalia Dubaj, jadąc w teamie ze swoim bratem Maćkiem (zawodnikiem z rajdowego zespołu Nawigator, obecnie code34), wygrała Odyseję - zawody niełatwe, bo bardzo górzyste.

Na tym kończę podsumowanie, które miało być krótkie, a okazało się długie. ;) Chciałoby się tak wymieniać i wymieniać różne osoby, a to poznane na trasach, a to w bazach zawodów, niekończące się rozmowy, zabawne sytuacje w terenie, wspólne szukanie punktów... W kolejnym wpisie będzie garstka wspomnień, już nie kronikarskich, ale bardzo subiektywnych.

8 komentarzy:

  1. Który to już twój Puchar Polski ? trzeci z rzędu ? Wielkie gratulacje
    Hiu

    OdpowiedzUsuń
  2. Drugi ;) Dziękuję! W 2009 miałam za mało startów, żeby wejść do gry.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratulacje,dobrze że mi nie przychodzi do głowy startować na samych rowerach bo pewnie dostałbym niezłe lanie od Ciebie.
    Pozdr
    Orientus

    OdpowiedzUsuń
  4. Orientusie, wiem, że to żarcik z Twojej strony, ale bardzo mi miło!

    OdpowiedzUsuń
  5. Wstyd się przyznać, ale nasz jedyny wspólny start w zeszłorocznym Pucharze był tym, w którym nie stanęłaś na pudle - Odyseja Ponidzka. W dodatku drugiego dnia, kiedy pojechałaś już beze mnie zrobiłaś bardzo ładny wynik...
    Gratuluję zwycięstwa!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Wynik nie zawsze jest najważniejszy ;) Możliwość pohulania po zaroślach i pagórkach z najbliższą sobie osobą rekompensuje z nawiązką błędy i porażki ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. No i Królik zapadł w sen zimowy... czyżbyś naprawdę odstawiła rower z powodu mrozu? :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie zapadł w sen zimowy, nie umarł, tylko biega... i może o tym bieganiu coś w końcu skrobnie, bo nudą tu wieje :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. :)