Raz na jakiś czas, zwłaszcza w sezonie chłodniejszym, porzucam rower na rzecz pieszego zwiedzania krzaków, wykrotów, rowów i co tam jeszcze przyroda stworzyła, kartograf naniósł na mapę lub nie, a sprytny budowniczy trasy rzucił niby kłody pod nogi zawodników.
W ostatni weekend razem z Bartkiem J. (tym samym napieraczem, którego opisałam przy okazji pokonania przez niego Krwawej Pętli) zwiedzaliśmy nocą lasy pod Ponurzycą. Na zdjęciu kolejno Bartek, Damian, ja i Sahib na starcie. A wszystko to przy okazji Manewrów SKPB, które od tego roku zostały otwarte na oścież dla chętnej gawiedzi - chętnej, by się zmęczyć i kompletnie zakołować w lesie...
Bo tak to z grubsza wyglądało. Choć trochę punktów kontrolnych w życiu się znalazło, to tutaj człowiek wątpił w jakikolwiek sens poprzednich doświadczeń. Nocą wszystkie wydmy są... piaszczyste. Punkty stowarzyszone wyskakują jak grzyby po deszczu. Zdecydowanie nawigacja w stylu InO szła nam kiepsko. Trasę, która miała mieć 20 km pokonaliśmy robiąc dokładnie dwukrotnie więcej, ominąwszy jeden punkt i z kilkoma pomyłkami. Zajęło nam to prawie 9 godzin, a na rozgrzewkę nawet potruchtaliśmy tu czy tam. To tak dla ciekawych statystyki. Nie byliśmy ani najlepsi, ani też najgorsi.
Ciekawymi akcentami było wycięcie fragmentu mapy w postaci butelki ;) - w takim miejscu, w którym przebiegały najlogiczniejsze drogi między punktami; a także zamieszczenie fragmentu w większej skali niż reszta i z usuniętą treścią poza poziomicami. Jeśli ktoś by zatem pytał, co robiliśmy przez 9 godzin w tym lesie, to właśnie odpowiedź - przerysowywaliśmy drogi, mierzyliśmy linijeczką odległości, a pod butelką azymuty. Aż mi się przypomniały ćwiczenia z geodezji na studiach.
Warto czasem, tak z pokorą, pojechać sobie na taką imprezę. Moja refleksja, ogólnie dotycząca pieszej nawigacji (i w dodatku nocą), jest taka, że to dużo trudniejsze niż podobne zawody na rowerze. Bo na rowerze to licznik, no i w miarę bezkarnie można te kilometry nadłożyć, szukając punktu tu i tam. Jeździ się jednak przeważnie drogami, a pieszo to zaraz pojawia się chętka, żeby tu las, tam pole, azymutem potraktować. I weź człowieku leć i czesz krzaki na sąsiednich pagórkach, jeszcze w międzyczasie licząc kroki. Kosmos!
Przy okazji muszę przyznać rację fanom GPS-owych tracków (fragment naszego powyżej). Analiza takiego tracka to wielce edukacyjne zajęcie. Każde głupie zawahanie, pomylona droga, szukanie punktu nie na tej górce, co trzeba, ale też śmiałe udane warianty - wszystko to widać jak na dłoni.
W najbliższym czasie zapowiada się i trochę pieszego latania, i rower też będzie. Z czego już się cieszę!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za odwiedziny i komentarz. :)