Ostatnio byłam na dwóch dłuższych wycieczkach w towarzystwie Moniki.
W piątek pojechałyśmy do Czerska. W jedną stronę prowadziła Monika, w drugą ja. Błądziłyśmy okrutnie (nie zabrałyśmy mapy). Na przykład jedziemy przez las, nagle ścieżka się kończy, przed nami ogromne zaorane pole. Potem w lesie trzy rzeczki do przejścia. Dosyć rajdowy klimat. Wszędzie mnóstwo wody. Spotkany na wale wiślanym miejscowy góral mówi, że do niedzieli woda sięgnie do wału. A w sadach jabłka - najlepsze i najsłodsze w tych zdziczałych, gdzie nikt nie zbiera. Powrót do domu oczywiście w mokrych skarpetkach.
Wczorajsza kolekcja widoków jeszcze ciekawsza:
- jedna rozjechana wiewiórka, a jedna jeszcze dobra, siedząca pod zaparkowanym tirem i pijąca wodę z kałuży
- koleś na rolkach, z bumerangiem w ręku
- święto chleba w Żabiej Woli, orkiestra strażacka oraz obwarzanki
- nadal jabłka, ale też wiśnie (!) i maślaki
- pomnik mokrego jabłka w Tarczynie
Tylko czemu te cholerne tarczówki tak zgrzytają na błocie?
Fajna taka wycieczka.Tylko te wiewiórki -to przygnębiające.Tak przy okazji ,znalazłam link z filmikiem kursem frywolitki igłowej może Ci się przyda
OdpowiedzUsuńhttp://agasunset.blogspot.com/
Pozdrawiam
dzięki za linka!
OdpowiedzUsuń