Jesień na Jurze to zawsze najpiękniejszy czas. Co prawda lasy jeszcze nie są złote, takie jakie pamiętam z pierwszego tu pobytu dawno temu, ale już czuje się jesień. Wszyscy zbierają grzyby. Jadąc na rowerze można im tylko pozazdrościć, no ale nie można mieć wszystkiego. Trzy dni spędziłyśmy z Moniką zawzięcie pedałując po Jurajskich szlakach. Najciekawsze okazały się szlaki piesze, bo te rowerowe są często poprowadzone po drogach - szutrówkach i asfaltach. Natomiast na pieszych można nieźle poszaleć na single trackach, poćwiczyć trochę technikę itd.
Wyjazd miał w sobie nieco z wycieczki, a nieco z treningu. W końcu na co dzień nie mamy możliwości robić stumetrowych podjazdów, więc dobre i to. Niezły trening przed górami. Zjazdy są wymagające i nareszcie doceniłam dobry amor i tarczówki, do których nie byłam do tej pory przekonana. W niedzielę dołączył do nas Piotrek - mąż Moniki. Co prawda im więcej rowerzystów, tym wolniej jadą, ale przynajmniej było wesoło :) Dlatego trudno mi zdecydować, czy był to bardziej trening czy wycieczka.
Zdecydowaną atrakcją okazała się kultowa potrawa (wegetariańska!) - makaron z brokułami i czosnkiem. Monika wolała co prawda szaszłyk, który szef podlesickiej kuchni przygotowywał specjalnie dla niej godzinę (!).
Do tego przyjemna kwatera z taką piękną makatką jak na zdjęciu, przejażdżka Jaguarem S-Type z 1965 roku (którego niestety nie sfotografowałam), mielonka kupiona w Łutowcu i wycieczka na Górę Zborów i Kołoczek dopełniły miary naszego jesiennego szczęścia, zarówno rowerowego, jak i rekreacyjnego.
Lubię czytać opisy Twoich wycieczek,tak jakbym sama tam była.Może masz jeszcze jakieś zdjęcia z tej wyprawy?
OdpowiedzUsuńNiestety, tak to już jest - albo się jeździ, albo się robi zdjęcia. To tak jak ze zbieraniem grzybów. A poza tym nawet nie miałam swojego aparatu ;)
OdpowiedzUsuńNajnowsze wiadomości z jury są takie, że jesień przyszła na jurę trochę później, ale warto było czekać. Teraz jest pięknie, kolorowo i bajecznie, dywany z liści, a wschody słońca z porannymi mgłami mają w sobie coś magicznego. pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPóki co mogę tylko pozazdrościć ;) W najbliższym czasie kierunek północ.
OdpowiedzUsuńMój pierwszy pobyt w skałkach - to był chyba rok 1992. Coś koło tego, morze żółtych buków, pośród nich wystające białe skałki, spanie pod Kazerną na G.Kołoczek (teraz jest tam rezerwat). Piękne to były czasy.