wtorek, 15 lutego 2011

Ofiara satelitów

Dziś anegdotka. Biegnę sobie przez pola drogą, którą nasi sąsiedzi rolnicy zwożą jesienią płody rolne do swoich obejść. Ot droga-łącznik, skrót pomiędzy asfaltami, tnący pola na ukos, idealny do biegania i na rower, przynajmniej póki błoto jest zamarznięte w postaci głębokich, twardych jak kamień kolein. Pięknie jest, słońce świeci i gdyby nie lód i lekki mrozek, byłoby całkiem wiosennie.
Nagle patrzę, a z naprzeciwka jedzie jakieś auto. Dość spore, lecz telepie się na dwójce mniej więcej z taką prędkością, z jaką biegnę. Bo te koleiny do biegania są fajne, ale dla samochodu takie sobie. Spotykamy się zatem pośrodku, w miejscu, z którego do otaczających nas szos jest najdalej. To furgonetka sklepu meblowego. Z szoferki wychyla się kosmata głowa. "Do Nowej Woli to ja dobrze jadę?" Pokazuję panu domy na horyzoncie: "Tam jest Nowa Wola, mógł pan szosą jechać". "A, bo mnie ten cholerny GPS tak poprowadził!"
Teraz już wiecie, czemu meble przyjeżdżają czasem poobijane :)

2 komentarze:

  1. Cześć Ula !
    Chciałbym w tym roku wystartować w maratonie rowerowym na orientację.
    Nigdy nie brałem udziału w takim wyścigu i trochę się obawiam,czy dam radę.
    Możesz przesłać mi na maila jakieś informacje na temat tego typu wyścigów;na co zwracać uwagę,jaką obrać taktykę,co zabrać,itp.
    Pozdrawiam.
    Headhunter
    kristofer@widzew.net

    OdpowiedzUsuń
  2. cześć,
    oczywiście napiszę, nie ma problemu. pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. :)