środa, 5 października 2011

Odyseja Ponidziańska

Nie będę się rozpisywać. Tym razem będzie kilka obrazków. Zaczęło się od nierównej konfrontacji - my kontra mapa. Zwoje mózgowe szybko nam się poskręcały, co poskutkowało równie pokręconym wariantem... Obok nas główkuje tęga głowa Maćka.


Kolejność punktów od czapy, a nie był to koniec przeciwności losu. Sahib walczy z materią nieożywioną swojego siodełka...


Ba, nawet lampiony nie dały się łatwo podejść. W tle typowy krajobraz tych terenów.


Jeśli dodać do tego wiatr, wiejący zawsze w oczy, pokrzywy i piachy, wywrotkę Sahiba, skasowane kolano oraz mnóstwo bezdroży (Królika ciągnie na pola, zwłaszcza jesienią), tworzy to mniej więcej pełny obraz naszej wspólnej jazdy, zakończony wynikiem, oględnie mówiąc, mizernym.

Na szczęście był jeszcze dzień drugi. Sahib z rozbitym kolanem został w domku zakuwać "Hodowlę lasu". Postawiłam na szybkość i jazdę po drożni (naprawdę!). Jaki był skutek? Ano taki, że już jadąc do pierwszego punktu - a przypomnijmy, że kolejność była obowiązkowa, a więc do punktu zdążało wspólnie ponad 100 osób - znalazłam się w lesie zupełnie sama! I choć na punktach spotykałam licznie napieraczy, to po drodze zdarzały się chwile samotnego kontemplowania przyrody. Działo się, oj działo! W połowie trasy można było ochłodzić się w rzeczce. Z oddechem konkurencji na plecach i w sympatycznym towarzystwie Rafała pod koniec trasy, pokonałam ten drugi etap szybko, bez zbędnego kombinowania i z satysfakcją. Ostatni zjazd po kamieniach, Pińczów, meta i banan na twarzy :)

Zdjęcia z galerii organizatorów.
Strona zawodów.

4 komentarze:

  1. Witaj
    Z tej strony Rafał, ten o którym mowa powyżej :-)
    To dla mnie była prawdziwa przyjemność jechać bok w bok z Mistrzynią :-) Blask czołowej zawodniczki pucharu polski pozwolił mi wchłonąć nieco wiedzy i umiejętności, które mam nadzieję zaprocentują ;-) Wiele jeszcze mógłbym się od Ciebie nauczyć Ula. Twarda z Ceibie zawodniczka. Dzięki za wspólną jazdę, choć w sumie wyszło tak, że się trochę wprosiłem w tą współpracę. Tym bardziej dzięki, że mnie nie przepędziłaś ;-)
    Niestety choroba w tygodniu przed imprezą i ból stłuczonego tydzień wcześniej kolana (po locie przez kierownicę na kamienie w Istebnej) pozbawił mnie nieco radości jazdy. Tym bardziej było mi miło przejechać się z kimś.
    A widziałaś jaki plan minimum na Odyseję założył sobie Maciek Konopiński? Chodzi mi o pkt. 3 ;-)
    http://www.bikeholicy.pl/forum/showthread.php/2775-Odyseja-Ponidziańska-1-2-października-2011/page5

    Do zobaczenia na Harpie.
    Pozdrawiam
    Rafał

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć Rafał! Rety, co Wy wszyscy wypisujecie? ;) Objechać mnie to żaden problem, zwłaszcza na scorelaufie, który powoduje u mnie umysłowe zaćmienia w związku z wielością możliwości - jestem niczym ten osiołek, co ma nie dwa żłoby, tylko dziesięć.
    Dziękuję Ci za wspólną jazdę! Było to dla mnie bardzo motywujące. Sama wlokłabym się pewnie dwa razy wolniej. Było mi głupio, jak zawsze w podobnych sytuacjach, że nie nadążam i że na mnie czekasz. Dobrze, że przynajmniej nie wymyśliłam żadnego "autorskiego" wariantu :) limit tego typu manifestacji indywidualizmu nawigacyjnego wyczerpałam widocznie w sobotę przy moim biednym towarzyszu życia...

    OdpowiedzUsuń
  3. zapraszam w takim razie do siebie za troszkę ponad miesiąc, w planie trasy jest 5 żłobów już na wyjściu ze startu ;) a i potem masa kolejnych możliwości i godzina na wybór gdzie iść :) i jesień będzie bardziej jesienna niż w pierwotnym wrześniowym terminie, i noc dłuższa więc limitu więcej :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedziny i komentarz. :)