czwartek, 26 czerwca 2014

Na jagody

Jagody, bzyczenie komarów, zapach autanu... Urok lata w pełni!
Na jagody oczywiście rowerem - 20 minut jazdy od domu.
Rower coraz częściej służy mi do przemieszczania się, sport odbywa się przy okazji. Życie bez samochodu bywa ciekawsze, choć czasem trudniejsze.
Jagód, swoją drogą, bardzo niewiele. Wyglądają na wyczesane grzebieniami. Pewnie poszukam lepszego miejsca gdzieś dalej. Tymczasem lecę piec sernik z jagodami. ;)

(Właściwie to nie chciało mi się iść po ser i zrobiłam jak zwykle gryczany biszkopt.)


poniedziałek, 9 czerwca 2014

Podwarszawskie china town

Jaka gmina, takie china town. Nasze mieści się w Wólce Kosowskiej - przy Szosie Krakowskiej, ok. 10 km na południe za Jankami. To olbrzymie centrum handlowe zdominowane przez Azjatów. Leży na szlaku wielu naszych popularnych wycieczek: z Piaseczna do Lasu Młochowskiego, do Radziejowic, Petrykozów, Grodziska Mazowieckiego itd.

Wólka Kosowska bywa też samodzielnym celem naszych przejażdżek, a to ze względu na liczne sklepy spożywcze z żywnością orientalną. Ceny są niższe niż w tego typu obiektach w Warszawie, a wybór ogromny. Najczęściej kupujemy tam papier ryżowy do sajgonek (500 g = ponad 70 płatów = 7 zł), makaron ryżowy, różne ziarna i przyprawy. Zdarza się też nabyć bataty, szpinak, kolendrę (pęczek = 1,5 zł) albo świeżutkie, niepaczkowane tofu prosto ze skrzynki (kostka = 3 zł).

Bariera językowa, jak wiadomo, w handlu nie stanowi wielkiej przeszkody. Zresztą sprzedawcy nieźle opanowali liczebniki. Standardy sanitarne są nieco inne niż te, do których przywykliśmy, w bocznych uliczkach walają się śmieci, no i w tygodniu jest to bardzo ruchliwe miejsce. Mimo tych mankamentów polecam zakupy żywnościowe w Wólce.

Zabierzcie tylko odpowiednio duże sakwy. ;)


czwartek, 29 maja 2014

Bez mapy, bez GPS

Lubię włóczyć się po okolicy. Kiedy jeżdżę sama, nie muszę się spieszyć, oglądać na wcześniejsze plany. Czasem skręcam wtedy w drogi zwykle omijane, jakieś polne miedze, w które nigdy się nie zapuszczaliśmy. W ten sposób odkrywam nowe połączenia znanych miejsc. Ostatnio znalazłam nowy, duży staw, obok którego przejeżdżaliśmy setki razy.

Lubię spotkać gdzieś w polu pracującego człowieka. W pełnym słońcu zatrzymać się i zapytać o drogę. Każdy ma teraz GPS i mapy w komórce (ja nie mam). Podobno coraz mniej osób pyta o drogę. A to taki sympatyczny zwyczaj.

GPS nie powie Wam, czy droga jest zarośnięta, czy błota dużo, czy się przejedzie rowerem i czy w tym gospodarstwie na horyzoncie nie mają zwyczaju puszczania luzem psów.*

* Zwyczaj, którego bardzo nie lubię...

wtorek, 11 marca 2014

Przeciwko cyfrze

„Tak właśnie rodzi się opętanie cyfrą. Dopada każdą szlachetną dyscyplinę: poezję, muzykę i trud naukowca. Cyfra jest podstępną alfonsicą, która w zamian za miłość naszego życia podsuwa ponętną kurwę - sławę. Ta dziwka czyni z nas wygłodzone widma pożądające jedynego ścierwa - uznania i zaszczytu. Wprawdzie ścierwo-zaszczyt karmi widmo, lecz głodu nie syci. W ten sposób obsuwamy się w wyścig wygłodzonych szczurów. Zatracamy się w durnym złudzeniu, że jesteśmy warci tyle, co wyłudzony od świata zaszczyt. Oto poklask, a poczucie własnej wartości nadyma się. Oto krytyka, a zraniona duma gorliwie szuka imponującej cyfry i kombinuje, jak korzystnie sprzedać miłość naszego życia. No i proszę, handlujemy własnymi duszami, a sztuka przestaje być sięganiem do gwiazd i staje się kupczeniem.”

Wojtek Kurtyka, „Chiński maharadża”, Wyd. Góry Books, Kraków 2013

Książka godna polecenia każdemu, kto zajmuje się sportem, zwłaszcza na pograniczu amatorki i profesjonalizmu. Choć osoba Narratora wzbudza ambiwalentne uczucia (ech, ta koncentracja na sobie!), a tematyka krąży wokół wspinaczki sportowej, czyta się ją z zapartym tchem. O walce z samym sobą, o wyborach między pasją a bliskimi, o biznesie, sławie, wynikach, ambicjach... Rozmawiałam z kilkoma czytelnikami tuż po lekturze i, co ciekawe, każdy odebrał ją zupełnie inaczej. Polecam.