Krzyśka Suchowierskiego poznałam po jego pierwszej polarnej wyprawie podczas slajdowiska w warszawskim Południku Zero w 2014 roku. Polarnych wypraw jest ostatnio na pęczki, ta jednak była jedyna w swoim rodzaju. A to dlatego, że środkiem lokomocji były na niej... rowery! Temperatury dochodzące do -55°C, 3700 km przez rzadko zaludnioną Jakucję - brzmi abstrakcyjnie? Pewnie nawet dla tych, którzy startowali w śnieżnych edycjach Nocnej Masakry, albo lubią sobie pojeździć w słoneczny zimowy dzień przy -10°.
Przed wyprawą wiele osób odradzało Krzyśkowi pomysł. Mimo wszystko udało mu się znaleźć sponsorów, kupić sprzęt i dołączyć do dwóch Rosjan, Ioanna i Igora, z którymi umówiony był na Syberii. Walcząc z mrozem, któremu ulegają nie tylko ludzkie ciała, ale także sprzęt, ostatecznie pokonali zamierzony dystans z Neriungri do Czerskiego, częściowo po dostępnej tylko zimą drodze - zimniku Arktika. Pozasportowym celem ekspedycji było odwiedzenie lokalnych muzeów, a także upamiętnienie miejsc po zsyłkach i łagrach, których nie brakowało na tym terenie...
Mając w pamięci zdjęcia i opowieści ze spotkania z Krzysztofem, z ciekawością sięgnęłam po książkę, która właśnie debiutuje na rynku. Wydana jest bardzo starannie przez wydawnictwo Inne Spacery, kojarzone z książkami o tematyce sportowej. Kolorowa obwoluta, wklejki ze zdjęciami, a co ważne przy książkach podróżniczych - z poręczną, szczegółową mapą, na której zaznaczone są miejscowości, przez które przejeżdżała ekipa. Jedyne, do czego bym się przyczepiła (jako kartograf z wykształcenia), to brak na mapie siatki geograficznej - przydałoby się chociaż koło podbiegunowe, a także brak podziałki liniowej. Jakucję zwykle widujemy gdzieś w kąciku mapy całej Rosji, przez co nie zdajemy sobie sprawy, jak duże to terytorium. Dobrym pomysłem byłoby ewentualnie zamieszczenie na mapie konturu Polski w skali mapy - rozwiązanie stosowane z powodzeniem w atlasach szkolnych.
Książka oparta jest na dziennikach, które Krzysztof spisywał podczas wyprawy. Od razu uprzedzę - nie jest to wielka literatura, ale też nie ma takich ambicji. Krzysztof zresztą na spotkaniu autorskim żartował z własnych umiejętności polonistycznych. Nie znajdziecie tu długich zdań, niesamowitych metafor i opisów. Zdania są proste, właśnie w stylu dziennika, a przekaz maksymalnie konkretny. Z rzadka Krzysztof dzieli się refleksjami natury ogólnej czy filozoficznej i chyba dobrze, bo czy jest to cel literatury podróżniczej? Wielką zaletą jest skromność Autora, jego dystans do samego siebie i popełnianych błędów, pokora wobec własnej niewiedzy i braku doświadczenia, a także szczerość, z którą opisuje także te „ciemne” strony podróżowania, jak zwątpienie, nerwy i zniechęcenie. Przyznaję, że właśnie te fragmenty najbardziej mnie poruszyły.
„Ioann mówi, że ta podróż na północ nas zmieni. Ale ja uważam, że człowieka jest bardzo trudno zmienić. Że przejechanie na rowerze paru tysięcy kilometrów w uciążliwym mrozie człowieka nie zmieni. Może co najwyżej wnieść niewielką drobinę, dzięki której człowiek stanie się lepszym, A to już coś.”
Byłam w Rosji dwukrotnie i za każdym razem zadziwiał mnie ten kraj - nie tylko bezkresne przestrzenie i cudowna przyroda, ale też ludzie - tym serdeczniejsi, im dalej było od cywilizacji. Relacja Krzysztofa potwierdza tę tendencję. To właśnie dzięki ludzkiej dobroci w dużej mierze wyprawa zakończyła się sukcesem. Miejscowi dzielili się jedzeniem, zapraszali na nocleg w cieple, użyczali telefonów, pomagali w kontaktach. Człowieczeństwo w pełni objawia się w tak ekstremalnych warunkach jak jakucka zima, i to jest bardzo dobra informacja, bo tu w cywilizacji zdarza się w nie wątpić...
Dla nas, rowerzystów, to lektura podwójnie ciekawa, a to za sprawą szczegółowo omówionego ekwipunku (lista na końcu książki), patentów na mrozy (np. owijanie siodełek futerkiem z renifera!), problemów z rowerem, które pojawiają się poniżej -30°C. Przy tej temperaturze, jak twierdzi Krzysztof, jazda nie różni się już zbytnio od letniej przejażdżki... Cóż, mogłabym się spierać o próg termicznego komfortu na rowerze. Jednak dopiero poniżej -30°C zaczynają się ponoć prawdziwe schody - brak przełożenia napędu, pękające obręcze, niemożność wymiany dętki, plastik i guma tracące właściwości, do których jesteśmy przyzwyczajeni.
Polecam lekturę, tylko ubierzcie się ciepło i zaparzcie herbatkę - opisy prawdziwego Mrozu są mocno sugestywne. ;)
link do strony wydawnictwa
PS. W tym roku Krzysztof odbył kolejną wyprawę na Kołymę, tym razem z sankami. Tej wyprawie poświęcone było spotkanie w Południku Zero w miniony poniedziałek.