niedziela, 17 czerwca 2012

Sny o dwóch kółkach

Miewacie sny o jeździe rowerem?

Ja mam, nawet często. Nie wiem, czy przebieram nogami przez sen (Sahibowi zdarza się biegać). W każdym razie są one przeważnie niepokojące i dramatyczne.

Najczęściej jestem na zawodach. Dostaję mapę, która nie przypomina nawet mapy z tegorocznego DyMnO. Topograficzna - owszem, ale bez żadnej logiki. Zazwyczaj sporo tam bagien, rzek bez mostków i lasów bez dróg. Mnóstwo punktów, do których nie wiadomo jak dotrzeć! Na domiar złego, gdy już wyruszam w trasę, zawsze przytrafia mi się jakaś awaria, a to łapię gumę, a to hamulce nie działają...

Całe szczęście, że rzeczywistość jest zwykle łaskawsza niż sny. :)

Obrazek na podstawie fotki Łukasza Wasiewicza (MTBO w Wesołej).

wtorek, 12 czerwca 2012

Krwawa Pętla - jakie mapy


Dziś już ostatni wpis o Krwawej Pętli. Tym razem praktyczne informacje dotyczące nawigacji na Warszawskiej Obwodnicy Turystycznej. Być może informacje te przydadzą się komuś podczas wspólnego przejazdu organizowanego przez OGR. To już w najbliższy weekend, 16 czerwca o 5.00 rano, start z Otwocka.

Wcześniej już wspominałam, że jechałyśmy z Moniką jednocześnie korzystając z tracków GPS (które przygotowała i obsługiwała Monika) oraz z kilku map, którymi z kolei zajmowałam się ja. Mapy były między innymi odpowiednio poprzycinane (żeby nie wozić zbyt dużo), były na nich zaznaczone markerem wszystkie miejsca, w których track różnił się od przebiegu szlaku na mapie, miejsca trudne orientacyjnie, punkty kontrolne itp. Moim zdaniem warto przed wyruszeniem na tę trasę popytać, poczytać, pooglądać tracki (ideałem jest przejechać niektóre fragmenty wcześniej!), żeby później, już w terenie, nie tracić czasu. Oczywiście nikt nam nie urwie głowy, jeśli skręcimy uliczkę za wcześnie albo kawałek przejedziemy lasem równolegle do szlaku. No ale robimy to dla własnej satysfakcji, więc pewnie każdy ma ambicję, żeby jego przejazd był „jak najczystszy” czyli jak najbardziej zgodny ze szlakiem.

Szlak jest, wbrew pozorom, dość dobrze oznaczony na drzewach i obiektach. W zasadzie te znaki powinny być podstawą przejazdu, ale są miejsca, gdzie jest to bezsensowne (np. pole, o tym za chwilę). Bywa też kłopotliwe nocą. GPS i mapa dobrze uzupełniają się na tej trasie, choć jeśli ktoś ma wprawę w posługiwaniu się mapą, to poradzi sobie z samą papierową mapą.

Jakie mapy miałyśmy na trasie? Taką zbieraninę z szuflady:
„Mazowiecki Park Krajobrazowy” 1:50000 wyd. Compass
„Okolice Warszawy wschód" 1:75000 wyd. Demart
„Mapa turystyczna powiatu Legionowskiego” 1:40000 na podkładzie wyd. Compass
„Kampinoski Park Narodowy” 1:45000 wyd. Compass (starsze wydanie)
Mapa z zawodów Waypointrace 2008 1:75000 na podkładzie wyd. Demart

Z powyższych map najwyżej oceniam mapy Compassu z powodu najlepszej skali, dobrego przebiegu szlaku i ogólnej aktualności. O ile do jazdy po szosach i drogach wystarcza nawet skala 1:100000, to już przy pokrętnym przebiegu szlaku, głównie lasami, skala w okolicach 1:50000 wydaje się optymalna. Po przejechaniu Krwawej Pętli zwróciłam się zatem do firmy Compass o udostępnienie mi kompletu aktualnie wydawanych map okolic Warszawy i zaproponowałam aktualizację przebiegu szlaku. Przesyłka właśnie do mnie dotarła (to te ładne mapy na pierwszym zdjęciu). Serdecznie dziękuję!

Uczestnikom rozmaitych maratonów na orientację i rajdów przygodowych nie trzeba przedstawiać wydawnictwa Compass. Miałam także przyjemność uczestniczyć w imprezach organizowanych przez samo wydawnictwo i za każdym razem mapy były doskonałe - aktualne, dokładne, dodatkowo aktualizowane w okolicach punktów kontrolnych.

Mapy, które otrzymałam z Compassu i jaki fragment Krwawej Pętli obejmują (po rozłożeniu na podłodze zajmują cały pokój, a 3 z nich są dwustronne!):
„Południowo-wschodnie okolice Warszawy” 1:50000 - Zalesie Górne - Otwock - Rembertów - Zielonka
„Północno-wschodnie okolice Warszawy” 1:50000 - Rembertów - Zielonka - Chotomów - Nowy Dwór Mazowiecki (Modlin) - Czeczotki
„Kampinoski Park Narodowy” 1:50000 - Chotomów - Nowy Dwór Mazowiecki (Modlin) - Puszcza Kampinoska - Zaborów - Czubin
„Południowe okolice Warszawy” 1:50000 - Karolin - Zalesie Górne - Otwock - Rembertów

Brakuje niestety fragmentu Czubin - Brwinów - Podkowa Leśna - Karolin (w tej chwili wydawnictwo nie ma w ofercie mapy obejmującej ten teren). Bardzo wygodna jest natomiast jednolita skala map. To znacznie ułatwia nawigację!

Pamiętajmy, że praktycznie żadna mapa nie jest w pełni aktualna w momencie wydania. Zwłaszcza na terenach podmiejskich, rozbudowujących się, zmieniają się kategorie dróg, zasięgi lasów, zabudowy itp. Znikają nawet pomniki, o czym przekonałyśmy się w Czubinie. :) Wydawnictwa kartograficzne są zwykle otwarte na aktualizacje przysyłane przez samych użytkowników i warto, zwłaszcza na „swoim” terenie takie informacje kompletować i przesyłać do redaktorów. Sama pracowałam kiedyś w wydawnictwie kartograficznym i pamiętam, ile mieliśmy problemów właśnie z przebiegami szlaków...

Oto lista miejsc z niezgodnościami szlak/mapa. Są to zaledwie 4 miejsca na przestrzeni 250 km, co należy uznać za doskonały wynik!

1. Otwock Wielki - na zielono zaznaczyłam aktualny przebieg szlaku na zachód od szosy (jest tam droga gruntowa). Na wschód od szosy prawdopodobnie jest on dobrze oznaczony, tj. mapa gra z terenem, tyle że w terenie jest tam obsiane pole (z daleka widać znak szlaku na słupie na środku pola)... Musiał zmienić się przebieg miedz. W każdym razie ten fragment jest w różny sposób objeżdżany, na różowo i granatowo zaznaczyłam 2 alternatywne przejazdy, my jechałyśmy różowym.

2. Rembertów - szlak ma tutaj dwa warianty przebiegu od stacji kolejowej na północ. Wersja zaznaczona na mapie to dawny przebieg szlaku - obecnie znaki są częściowo zatarte lub zamalowane. Nowy przebieg to główna ulica - Paderewskiego i tu są nowe znaki szlaku, zaznaczyłam na zielono. Ulica jest dość ruchliwa, więc polecam starszą wersję - my tak pojechałyśmy.






3. Suchocin/Skierdy. Szlak został odnowiony i namalowany na nowo. Nowy przebieg zaznaczyłam na zielono. Jest to zresztą wersja, którą już jeżdżono Krwawą Pętlę. Wzdłuż ul. Modlińskiej jest ścieżka rowerowa.




 4. Sękocin. W wielu relacjach z Krwawej Pętli spotykam się z opisem przeskakiwania przez barierki na Szosie Krakowskiej czyli drodze krajowej nr 7. Tymczasem szlak jest od jakiegoś już czasu poprowadzony przez skrzyżowanie. Przebieg zaznaczyłam na zielono. Po zachodniej stronie, niedaleko skrzyżowania zostało w tym roku wycięte niewielkie gniazdo w lesie na tyłach IBL, można jego skrajem dojść do szosy i poboczem dojechać do przystanku. Po wschodniej stronie szlak prowadzi równolegle do czarnego, jedną ścieżkę dalej.

niedziela, 10 czerwca 2012

Bike Orient i wesoła mapa

Rajd na Orientację Bike OrientChciałam już wczoraj podzielić się wrażeniami, ale nie mogłam pisać, bo przywiozłam sobie kolca w palcu, a jak wiadomo z kolcem w palcu nie da się stukać w klawiaturę. Był to efekt jednego z tych śmiesznych wariantów, które zawsze robię na zawodach. Przyznacie chyba, że zwarta gęstwina jeżyn albo głogów przyciąga w sposób hipnotyzujący? Zwłaszcza, gdy tuż za nią znajduje się (lub powinien się znajdować) punkt kontrolny, a przede mną przedzierają się, torując drogę, sami mistrzowie Paweł B. oraz Grzesiek L. W tej sytuacji przecież nie wypada omijać tak błahej przeszkody!

Odkryłam, że można przez całą trasę kogoś gonić, jednocześnie będąc gonionym. Tak to właśnie Pawrozik gonił Królika, a Królik - Pawrozika. Na koniec połączyli siły, by pruć asfaltem z wiatrem w kaskach i razem wpaść na metę. Cudownie!

Motywujące były obie przesympatyczne i szybkie siostry Skompskie - Ania i Basia, z którymi na koniec zajęłyśmy wyimaginowane pudło, otrzymując cenne nagrody w postaci ręcznie wykonanych kwiatów oraz licznych map i wydawnictw. Ania była najszybszą osobą w kategorii startujących w polarku. ;)

Pierwszy raz bodajże od dwóch lat udało mi się przejechać całą zaprojektowaną przez organizatora tego typu zawodów trasę - szok. Dostałam wegetariańską wersję obiadu - ryż z jabłkiem i śmietaną, co nie zawsze się zdarza. Smakował znakomicie.

Co do samej trasy - były na niej nie tylko krzaki, ale też rowy z błotem, zwiedzanie zaplecza autostrady A2, którą otwarto specjalnie z okazji Bike Orient, żeby zawodnicy mogli szybko dojechać na zawody. Były ambony, górki, sarna, osty, pokrzywy, pomocni tubylcy („tutaj, tutaj, wszyscy koledzy tędy jechali!”). Czyli cała esencja tego typu jazdy.

Na mecie emocje wywołało analizowanie mapy, na której obok tradycyjnych nazw jak Trakt Bolimowski albo Białe Błota pojawiły się: Śmiejowa Droga, Las Buciaka, Brudło, Trakt Wikiego, Góra Sylwi, Boberowy strumień, Norka Kosmy i wiele, wiele innych. Mała rzecz, a ile radości. Gratuluję pomysłu!

Mój osiąg: 6.49 h, 111,9 km na kłamliwym liczniku. Powinnam w końcu go skalibrować, tak jak to robi Grzesiek L., który podobno przejeżdża tysiąc razy odcinek kilometrowy, wyciąga średnią, uwzględnia malejące ciśnienie w oponach, ścieranie się opon, temperaturę i być może jeszcze inne wskaźniki. No dobra, może nie tysiąc, tylko sto. ;) Ja raczej poprzestanę na domowych sposobach. Co prawda łatwo zmierzyć obwód koła, trudniej przypomnieć sobie, jak się go zapisuje w liczniku, do którego instrukcja zaginęła w odmętach historii...

Moja niezbyt trafna kolejność punktów: start-1-3-11-17-14-10-2-8-9-7-4-6-5-13-20-15-18-19-12-16-meta. Prawie o każdym z punktów mogłabym napisać, że przedzierałam się doń przez krzaki, rowy, pojechałam za daleko itp. Ale naprawdę nie ma się czym chwalić.

Strona zawodów

niedziela, 3 czerwca 2012

Krwawa Pętla - wywiad z samym sobą

Kolejny wpis o Krwawej Pętli? Króliku, litości!

Czy było nam dane spożyć te smakowite, lekko przypalone rogaliki? Czy ryba była delfinem? Czy Królik lubi gotować i co prześladowało go w dzieciństwie? - te wszystkie jakże frapujące kwestie wkrótce zostaną rozwiązane. Dzisiejszy wpis jest wyjątkowy. UWAGA! Po raz pierwszy na moim blogu wypowiada się Monika - nieco tajemnicza postać, która przewinęła się dotąd przez wiele opowieści. Odpowiedzi każda z nas pisała jak na klasówce, samodzielnie, bez podglądania, więc o niektórych rzeczach dowiedziałam się dopiero teraz. A poza tym nie ma to, jak megalomańskie robienie wywiadu z samym sobą, hej!

DLACZEGO POJECHAŁAŚ NA KRWAWĄ PĘTLĘ?

Monika: Głowię się nad jakąś inteligentną odpowiedzią w stylu „chciałam sprawdzić granicę moich możliwości”, a w tak naprawdę, gdy Ula zaszczepiła mi pomysł w 2010 roku, to bardzo mi się spodobał. W zeszłym roku dojrzewał - a teraz po prostu nadszedł jego czas.

Ula: Jak to dlaczego? Wyrwałam się na całą sobotę, aby uniknąć domowych obowiązków. Powiedzmy sobie szczerze - chyba lepiej jechać na rowerze przez dwadzieścia parę godzin niż odkurzać albo gotować krupnik. Kto jest za - ręka do góry! Jednocześnie chciałabym podkreślić, że jestem amatorem jazdy na rowerze, a zgodnie z definicją słownikową „amator to ten, kto zajmuje się czymś z upodobania, lubiący coś; miłośnik, zwolennik”. Nic dodać, nic ująć.

NAJWIĘKSZE ZASKOCZENIE?

Monika: Największym zaskoczeniem było to, że po 100 km trzeszczenia mój rower się wytrzeszczał i ucichł. Do tej pory nie trzeszczy!!! Nie wiem, co o tym myśleć. Spodziewałam się też, że będziemy prowadzić dyskusje w stylu „czy w prawo czy w lewo”, co mówi mapa, a co GPS, ale fajnie się zgrałyśmy i nawigacja okazała się prosta.

Ula: To już? Ledwo się rozpędziłyśmy, a już meta!

SUPER CHWILA?

Monika: Cała nasza wyprawa była super. Zjazd po kostce w Górze Kalwarii, łąki nadwiślańskie i kwiaty na wale przy Otwocku Wielkim o 7:00 rano (nawet mokre od rosy buty nie przeszkadzały), ścieżki w Mazowieckim PK, rynek w Nieporęcie, szybki Kampinos, rabatki w Łaźniewie w zachodzącym słońcu (chyba muszę popracować nad moim ogródkiem ;-)), wiata z siedmioma podporami i imprezą, itp. itp. - po prostu wszystko zagrało.

Ula: Podobało mi się, gdy w Nieporęcie siadłyśmy sobie na ławce i wytrzepałam piasek ze skarpetek. Był to prawdziwy, sielankowy, majowy piknik, będący jednocześnie takim backpakerskim podglądaniem życia miejscowej ludności. Na przykład tuż za naszymi plecami para młoda ładowała się właśnie do limuzyny. Kto wie, może nawet załapałyśmy się na sweet focie?

NAJCIEKAWSZE SPOTKANIE?

Monika: Zdecydowanie WIELKA RYBA, która objawiła się nam w moście w Modlinie. Skakała jak delfin po falach Narwi.

Ula: Nie było nudnych spotkań. Było ich po drodze tak mało, że każde było ciekawe. Na przykład seks-amator w kaloszach, Podkowianie spod wiaty (wymówcie to szybko), no i nasi koledzy: Bartek i Sahib. Ten ostatni to nawet kolega-mąż.

ULUBIONY KAWAŁEK SZLAKU?

Monika: Mam dwóch faworytów: Mazowiecki PK - a w szczególności Mienia (tu można poczuć legendarny flow) oraz Kampinos - żółty szlak w północnej części Kampinosu. Bardzo podobały mi się kawałki szlaku biegnące single-trackami, które były zarówno w MPK, Kampinosie oraz w lesie w okolicy Sękocina.

Ula: Każdy jest ulubiony, bo każdy jest inny. Gdyby to było 240 km asfaltu, to by było nudno. Gdyby było 240 km drogi leśnej tuż po trzebieży - też by było nudno. Gdyby było 240 km bagien, to wzięłybyśmy kajaki, a nie rowery. A tak, to co krok - niespodzianka!

ZNIENAWIDZONY KAWAŁEK SZLAKU?

Monika: Lasy w okolicy Nieporętu - strasznie duuuużo piachu!

Ula: Podejrzewam, że Monika jako ulubiony kawałek wpisze „Szlak wzdłuż rzeczki Mieni” [zgadłam!]. Bartek też go uwielbia. W takim razie, ja dla równowagi napiszę, że go nie lubię. Urokliwy jest, to fakt, nawet spotkałam tam wiewiórkę. Ale zawsze się boję, że na śmierć walnę się w głowę albo wpadnę do rzeki. A Monika? Ona jest kamikadze i wyznaje zasadę: „Im szybciej się jedzie, tym mniej przeszkód się widzi".

MIEJSCE GROZY / NAJWYŻSZE HRmax?

Monika: No wiadomo co - oczywiście stado warchlaków pod Magdalenką. Jakoś tak nagle wychynęły w świetle lampki tuż przed rowerem, gdzieś mi się kołatało w głowie, że zaraz mnie zaatakuje szarżująca locha i muszę szybko uciekać z tego miejsca oraz robić hałas, aby je przestraszyć. Przy okazji Ula też się  trochę przestraszyła, ale warchlaki uciekły (nie wspominając o losze).

Ula: Zdecydowanie o północy, gdy zbliżałyśmy się do olbrzymiej nekropolii w Antoninowie, a jadąca z przodu Monika zaczęła gnać i krzyczeć „uciekaj, szybko, szybko!!!”  Serce skoczyło mi do gardła, a tętno na pewno powyżej 200. W wyobraźni widziałam coś na kształt tych strasznych wilków z „Akademii Pana Kleksa”, które prześladowały mnie przez całe trudne dzieciństwo.

NAJWIĘKSZY KRYZYS / TRUDNY MOMENT?


Monika: Kryzys: Kampinos - zaczął się już przy moim ulubionym Szczeblu i trwał do Leszna, apogeum w okolicy Julinka. Ciekawe, że obiektywnie szlak był bardzo fajny, szybki i prawie bez piachu. Trudny moment: to wtedy, gdy nie znalazłyśmy baru w MPK, który polecał nam Tomek. Straszne rozczarowanie. Chyba za szybko mknęłyśmy. Zobaczcie, co nas minęło (załączam zdjęcie z MMS-a - sorry za jakość).

Ula: W Podkowie, a więc 35 km przed metą pojechałyśmy złą uliczką. Tak ze 200 m za daleko, w dodatku przeze mnie, bo uparłam się, że mapa po ciemku jest na pewno lepsza niż podświetlony GPS Moniki. Pomyślałam sobie potem - cholera, to nas chyba zdyskwalifikuje! Trzeba będzie jechać drugi raz!

MOTYWACJA W TRAKCIE?

Monika: Przez pierwszą część dnia pędziłam, bo obawiałam się jechać w Kampinosie po zmierzchu i chciałam dotrzeć do Modlina do 18:00. Potem motywował mnie pomysł wizyty w Werandzie w Podkowie (szkoda, że zabrakło tortu bezowego).

Ula: Prawdę mówiąc, przy życiu trzymała mnie tylko wizja zacierek z groszkiem i kozim serem, wizja przybierająca coraz bardziej realną postać podczas ostatnich 200 km trasy, a zrealizowana dopiero w niedzielę.

ULUBIONE KALORIE NA TRASIE?


Monika: Czeski batonik Voltage Energy Cake (odkrycie z Rudawskiej Wyrypy), ciasteczka na rynku w Nieporęcie.

Ula: Pomarańcze! Na trasie zjadłam tylko dwie, dopiero w Kampinosie, ale myślałam o nich od początku. Potem w  niedzielę kupiłam sobie jeszcze dwa kilo, żeby się delektować. A teraz polecam taki eksperyment - włóżcie sobie po pomarańczy do każdej kieszeni Waszej kolarskiej koszulki i zapytajcie kogoś - najlepiej wielbiciela kreskówek - co mu to przypomina. Odważni mogą kompozycję uzupełnić kilkoma bananami.

piątek, 1 czerwca 2012

Krwawa Pętla - mój fast & light

Do przejechania Krwawej Pętli lub podobnych tras można podejść na dwa sposoby - oblężniczy lub fast & light. Zdjęcie obok pokazuje, wbrew pozorom, ten drugi sposób. Wydaje się, że rzeczy jest bardzo dużo. Ale połowę z tego miałam na sobie, a reszta była przyczepiona do roweru. Poniżej lista sprzętu - może się komuś przyda, a może mnie samej, jeśli za rok zatęsknię za przygodą.

Dla mnie najważniejsze, to jechać bez plecaka, gdy tylko mogę. Wolę mieć nieco bardziej obciążony rower niż plecy, przynajmniej na długiej i dość łatwej trasie. Dużo noszenia roweru nie było (jeden rów, dwa bagna, parę razy zwalone pnie, trzy razy schody). A jeśli chodzi o jedzenie i wodę, to nie jedziemy przez pustynię, sklepów po drodze jest naprawdę sporo, są nawet bary i kawiarnie, więc tylko na noc trzeba się zaopatrzyć.

Na rowerze miałam:

• torebka podsiodłowa (tool ze skuwaczem, dętka, łatki samoprzylepne, pompka, mały brunox),
• torebka rowerowa typu trójkąt (kilka batonów, żelki, cukierki, buff, pieniądze, papier toaletowy, proszek przeciwbólowy, coś na żołądek, 1 gazik Leko),
• bidon 1 litr,
• lampka przednia z akumulatorem, lampka tylna - obie mocne,
• mapnik, koszulka foliowa, komplet map wyciętych do niezbędnego formatu (tylko zakres szlaku),
• licznik.

(O mapach i szlaku planuję jeszcze jeden wpis, czekam na pewną przesyłkę.)

Na sobie miałam:
• koszulka cienka długi rękaw z 3 sporymi kieszeniami,
• wiatrówka cienka rowerowa (w ciągu dnia schowana do kieszeni),
• spodnie rowerowe cienkie długie,
• skarpetki cienkie z wełny,
• buty rowerowe,
• kask,
• okulary bezbarwne z UV,
• rękawiczki rowerowe.

W kieszeni:

• kompas, telefon,
• bułki, banany i inne zapasy w miarę kupowania i zjadania.

Monika jechała z plecakiem, zamiast mapnika miała na kierownicy GPS. Nie korzystała z bidonu tylko z camela, a właściwie jego odmiany - zwykłej butelki z wodą z dokupionym wężykiem - takim, jak w camelach. Miała koszulkę z krótkim rękawem i spodenki 3/4, na noc koszulkę z merino.

Obok jeden z patentów Moniki - licznik owinięty folią spożywczą. Ten pomysł jest nie do przecenienia, gdy ma się upodobanie do chodzenia z rowerem przez krzaki. :)